Pojechałam dziś w odwiedziny do M.
Duszę miałam na ramieniu, co tam zastanę?
Była bym bardzo zadowolona z wycieczki gdyby nie cel wyjazdu.
M czekał na mnie z utęsknieniem bo przywiozłam mu parę niezbędnych drobiazgów (głównie się rozchodziło o ładowarkę, papier toaletowy bo go brzuch boli i kawę na którą w domu nawet patrzeć nie chciał a teraz mu niesamowicie pachnie jak koledzy sobie parzą).
W czasie mojej wizyty przyszedł lekarz, dowiedziałam się, że M nie wyjdzie wcześniej niż pod koniec przyszłego tygodnia, ma antybiotyki i przed wyjściem będzie miał robione dokładne wyniki.
Zostałam odprowadzona na dół przez M, przeszedł się nawet ze mną kawałek po parku.
Później dzwonił, że próbował znowu zrobić sobie taki spacerek ale już nie dał rady.
Widać osłabiony strasznie ale i podbudowany na duchu.
Jakiś pan z jego sali ma to samo schorzenie, jest po chemii, teraz jeździ na naświetlania i nawet pracy nie przerwał.
Drugi codziennie wychodzi sobie na spacerek po górach i bez zadyszki wraca po paru godzinach.
Te pozytywne przykłady bardzo podbudowały zrujnowaną psychikę M.
Aniu,trzymam piąchy...jak innym pomogło,to Twojemu mężowi tez musi......
OdpowiedzUsuńMusi i już,,,,,,!,!!, innych myśli dopuszczać nie należy....
Hej,to ja Wolke
I tylko tak dalej podbudowywać... :)
OdpowiedzUsuńO swoją, Haniu, też dbaj (:::
Aniu ! w tej chorobie tak jest i jak już wspominałam raz jest lepiej raz gorzej !
OdpowiedzUsuńściskam
drawa.
Pozdrów Z. gdy znów do Niego pojedziesz, Haniu :)
OdpowiedzUsuń