Łączna liczba wyświetleń

sobota, 25 sierpnia 2012

Wnusia

    Czas szybuje z prędkością światła.
    Tak niedawno był wielki smutek i depresja a już teraz inny nastrój.
    Przedwczoraj czyli 23 sierpnia 2012 roku urodziła się moja wnuczka Kornelka!




     Pierwsze momenty życia Jej Królewskiej Mości Kornelii I

niedziela, 22 lipca 2012

Wakacyjne podróże

    Jak ten czas szybko leci - nie było mnie cały miesiąc.


    Miałam wypoczywać ale jakoś tego przypływu energii nie czuję.


    Ale po kolei.


    Najpierw, jeszcze w czerwcu pojechałam do siostry męża czyli mojej szwagierki.
    Biedaczka z zaawansowaną cukrzycą i bez nogi cały czas siedzi w domu. Jedynymi jej przyjaciółmi były koty ale i te z wiekiem wymierały.
    Jak tam przyjechałam przyszła właśnie kolej na ostatniego który się jeszcze ostał - Maxia. 
    Kot był kiedyś wielki, wypasiony i bardzo łakomy.
    Tym razem zastałam chudzinkę, która wprawdzie jeszcze z uprzejmości żebrała jedzenie ale gdzie mu tam do dawnego kociska.
    Serce bolało patrzeć na to biedactwo.
   Umarł dzień po moim wyjeździe od szwagierki.


   Jak zwykle w Zakopanem jak ja przyjeżdżam kończy się pogoda więc nawet w góry nie poszłam. Nie chciałam też specjalnie denerwować szwagierki bo ona każde moje dłuższe wyjście na trasę odchorowuje.
    Jedno co mi się udało to kupiłam sobie serwetki do decupage i mam wielkie plany zmienić meble kuchenne, zobaczymy co z moich planów zostanie.


     Wróciłam więc do domu bardziej zdenerwowana niż wyjechałam.
    Od razu się też okazało, że mogę iść do pracy pomimo urlopu, skwapliwie z tego skorzystałam i zaliczyłam sobie dwa dni.


    Ale czekał na mnie już wyjazd do przyjaciółek.


    Przepakowałam torbę i ruszyłam na spotkanie przygody, najpierw do Gliwic do nowo poznanego małżeństwa wspaniałych ludzi z którymi ich samochodem wyruszyliśmy do podwarszawskiej miejscowości gdzie przyjaciółka ma piękny dom i galerię sztuki.
    U mojej uzdolnionej koleżanki spędziłam sporo czasu, i trochę jestem zła na siebie, że tak mało pracowałam ale chyba zmęczenie i upał dało o sobie znać bo potrafiłam dwa razy dziennie drzemkę ucinać zamiast wytrwale pracować pędzlem.
    Najbardziej mi się podobał sklep z meblami używanymi gdzie można bez końca buszować znajdując najróżniejsze rzeczy od mebla począwszy a na młynku do kawy kończąc. Uwielbiam takie poszukiwania.
Oczywiście nie obyło się od spotkania z jej psiakami, wielkim collie i malutką grzywaczką chińską - oba są wspaniałe i bardzo przyjacielskie.


   Z pod W-wy wyruszyłam niedaleko, do Kutna.
   Tam już na przystanku czekała na mnie druga przyjaciółka a w jej gościnnym domu następna radośnie mnie witająca psica.
    W tym mieście też udało mi się zaliczyć targ staroci, coś fantastycznego tyle, że trudno było przechodzić bo i nogi bolały od łażenia po rozległym terenie i tłok był niesamowity.


    Wróciłam więc do domu obżarta do nieprzyzwoitości, pełna wrażeń i znowu z niecierpliwością będę czekać przyszłego roku - może uda mi się znowu odwiedzić kochane dziewczyny.


    Teraz tylko praca,  praca i praca. Nie mam pojęcia czy wygospodaruję choć jeden wolny dzień do końca wakacji.

sobota, 23 czerwca 2012

Kijki

    No i znalazły się kijki!
    Leżały sobie spokojnie od zeszłego roku w Zakopanem.


    Neta tu teraz jak na lekarstwo, z wielkim trudem dziś weszłam.


    Żal niestety pozostaje.
    A góry się na razie nie wybieram bo butów nawet nie zabrałam jak kijków nie miałam, no trudno - może to kiedyś odbiję.


     Dziś jak na złość ślicznie słoneczko świeci od rana. Może wyjdę porobić zdjęcia ale nawet na to nie mam ochoty bo przecież już tyle tych zdjęć mam zrobionych.
    W poniedziałek wracam, przepakowuję ciuchy i dalej ruszam w trasę.

środa, 20 czerwca 2012

Wyjazdy.

    Myślałam, że czas troszkę zagoi ranę a tym czasem jest coraz gorzej. Nostalgia dopada mnie w najmniej oczekiwanym miejscu i czasie.
 
    Dziś cały dzień chodzę i szukam kijków do chodzenia - rozstąp się ziemio! Nie ma! A M na pewno by wiedział gdzie są schowane...
 
     Jutro jadę do Zakopanego, spotkam się z siostrą M.
Będzie to bardzo smutne spotkanie, ale biedaczka jest teraz prawie zupełnie sama.
     Został jej wnuk który niby z nią mieszka ale to młody chłopak który całe dnie spędza albo na wykładach albo przy komputerze i druga wnuczka z którą niestety się szwagierka nie spotyka.
 
    Starość jest jednak paskudna, a jeszcze jak ktoś chodzić nie może i sam o siebie nie zadba to tragedia.
 
    Wyjazd w góry będzie pierwszym z całej serii moich letnich podróży

sobota, 9 czerwca 2012

Trzeba żyć.

    Najpopularniejszym pocieszeniem jest "trzeba żyć dalej", no dobra ale nikt nie mówi jak?


    Na początku próbuję udawać, że to się nie stało, że M jest gdzieś w szpitalu daleko ale wróci niedługo. Tyle, że to się ściera z rzeczywistością - problemy które kiedyś załatwiał M spadły na mnie.


    Nie umiem butli gazowej zmienić, telefonu jego ustawić i wiele różnych rzeczy o których nie myślałam bo nie było mi to potrzebne.


    Teraz czas będzie się inaczej dzielił, na to co było za czasów M i po nim.


    Co ja będę bez niego robić?
    Kto do mnie Pączusiu będzie mówił?
    Kto przyjdzie z jedzeniem albo piciem do pracy jak zapomnę?
    Kto w piecu napali i posprząta, garnki umyje?
    Kto mnie będzie woził?
    Kto będzie dzwonił czy dobrze dojechałam i czy nie trzeba mnie obudzić?


    Zbyt dużo tych pytań, bez odpowiedzi.


    W tych ciężkich czasach robiłam stołeczek dla wnuczki Natalki. 


    Obiecałam kiedyś, że pokażę krok po kroku jak to powstaje - a więc proszę:




  Taki stołeczek znalazłam u sąsiada w rupieciach, wysępiłam go i na zdjęciu jest już w połowie wyszorowany.



   Zaczęłam go szlifować ale doszłam do wniosku, że stolarz to lepiej zrobi. Zdjęcie z wyszlifowanym do połowy stołeczkiem.


   Tu już wyszlifowany i przygotowany do roboty. Znajomy stolarz dał nową deseczkę na wierzch stołeczka bo sama z dzieciństwa pamiętam jak takie składane deseczki potrafiły uszczypać w pupę.

   Porobiłam złocenia w miejscach które mają być przetarte i pokryte lakierem do spękań udając postarzenie.

   Tu stołeczek (a raczej jak to określiła moja koleżanka "stolec" kiedy usłyszała o złoceniach)
z pierwszą warstwą farby.


Pomalowany drugi raz z crackle i przymiarką obrazków.


Obrazki przyklejone!


Teraz tylko kilka warstw lakieru i gotowe.


   Zrobiłam też poduszeczkę gdyby maleńka miała za twardo na desce. Będzie się ją przywiązywało do stołeczka wstążkami (poduszeczkę nie wnuczkę). 


A tu poszeweczka na zmianę. 
Mam nadzieję, ze spodoba się nowej właścicielce?

środa, 6 czerwca 2012

To co nieuchronne.



    Dnia 3 czerwca o godz. 23 odszedł mój kochany mąż. 
    Nie mam słów żeby wyrazić swój żal. To chyba przyjdzie później.
    Na razie jeszcze nie odczuwam tak boleśnie straty, jestem w szoku i z jednej strony nie mogę się pogodzić z jego śmiercią a z drugiej chyba lepiej się stało, że cierpiał niedługo.


    Dziś jego pogrzeb, a ja nie mam siły iść. Dobrze, że ktoś z rodziny ze mną będzie i wesprze mnie.

niedziela, 3 czerwca 2012

Dziś.

    Biedny M leży w tym łóżku szpitalnym przywiązany.


    Boli go chyba wszystko, włącznie ze skurczami które zawsze mu dawały popalić tyle, że teraz nawet nie ma potasu żeby zażyć.
    Morfina też powoduje nadmierną ruchliwość. 


    Dziś nawet oczu nie otworzył jak przyszłam. Nie wiem czy wiedział, że jestem. Zwykle masowanie pleców i przytulanie troszkę go uspakajało a dziś nawet się wyrywał i nie chciał być masowany. 


    Nie chciał się napić mleka, pepsi czy wody.


    Leki podane w kroplówce prawie w ogóle nie działają bo przez tą jego ruchliwość rąk kroplówka spływa bardzo wolno, dopiero koło południa dostał lekarstwa w zastrzyku.


    Biedny, pomimo braku świadomości cierpi strasznie, każdy mięsień drży osobno a do tego nie chce się przykryć i widać jak się z zimna telepie.
    Do tego co jakiś czas podnosi się i chce wyć i krzyczeć otwierając usta i woła "mamo!".


    Gdyby nie to, że jest taki niespokojny nie zastanawiała bym się nad zabraniem go do domu ale mogę tą decyzją przysporzyć mu jeszcze cierpień bo co będzie jak z tapczanu spadnie?
    A jak sobie coś połamie?


    Jutro popytam lekarzy bo sama boję się podjąć decyzję.