Cholera! Cholera, cholerrrra! to bardzo nieadekwatne przekleństwo do zaistniałej sytuacji.
Wczoraj byłam u M i nikt słówkiem nie pisnął o wyjściu, dziś wróciłam z nocki i po godzinie odsypiania obudziła mnie sąsiadka, że M się nie może do mnie dodzwonić.
Zadzwoniłam! Dziś go wypisują!
Jak tam dojechać? Nie mam najmniejszych szans a on słabiutki jak dziecko.
Dostał skierowanie na chemię w Katowicach, to świństwo rozrosło się do takich rozmiarów, że najpierw trzeba zmniejszyć i co najgorsze to co na lewym płucu było tylko plamką nie onkologiczną też się powiększyło. Podobno żaden szpital w pobliżu nie może tej terapii zastosować.
Czuję się taka zagubiona, nie wiem gdzie się udać, z kim rozmawiać? Wszystko jest takie nowe, na niczym się nie znam, nie mam żadnego punktu odniesienia.
A jeszcze w pracy coraz to nowsze wystrzałowe pomysły - kiedyś o tym napiszę bo to naprawdę zabawne... niekiedy, ale dopiero jak przejdę na emeryturę - po co sobie jeszcze wrogów robić.
Nic tylko usiąść i płakać!
Ale ja płakać nie potrafię!
Wspieram jak potrafię i jak mogę. Trudno coś sensownego powiedzieć. Bardzo Wam współczuję, trzeba skupić się na terapii i wierzyć, że przyniesie oczekiwane rezultaty !!!
OdpowiedzUsuńMasz rację Malarko. Bardzo Ci dziękuję za wsparcie.
OdpowiedzUsuńBez Ciebie było by mi dużo ciężej.