Biedny mój M po wczorajszej podróży był ledwo żywy. Zrobił się woskowo - żółty, przestraszyłam się bardzo.
Po południu dostał gorączki i wydawało się, że pogotowie trzeba będzie wzywać.
Jestem przerażona bo wyniki wyglądają fatalnie. Guz na prawym płucu powiększył podwójnie swoją masę, oskrzela są zajęte w 90 % i na dodatek to co w lewym płucu było tylko jakąś małą zmianą nie onkologiczną przekształciło się w gąbczastą masę. Do tego dochodzą powiększone niektóre węzły chłonne i mamy komplet. Nie ma na co czekać, może mi się żywcem udusić bez szybkiej pomocy.
Na szczęście do rana mu przeszło zmęczenie.
Poszłam dziś do lekarza po recepty i wybrać trochę z tej opieki która mi przysługuje, dostałam prawie to co chciałam bo podobno nie wolno mi jeść Enarenalu i innych tanich a skutecznych leków które brałam od lat? Bardzo ciekawe.
Trzeba było do ZUS-u zawieźć L4 M.
Pojechaliśmy.
Na miejscu okazało się, że w Krakowie źle wypełnili druczek i dobrze, ze mam opiekę bo w piątek będę musiała jechać tam żeby poprawili.
M telefonicznie pytał też o docenta który miał mu załatwić miejsce w Katowicach na chemio i radioterapię.
Niestety, nic nie jest jeszcze załatwione.
Boję się, że będziemy musieli zmieniać wszystko, szpital, miejsce chemii i następnych lekarzy.
Oczywiście, że to się zdarza ale w wypadku M może go to życie kosztować.
O kosztach finansowych nawet nie wspominam bo wypłata kurczy się w błyskawicznym tempie.
W tym kraju to chyba tylko milionerzy mogą chorować bo normalny człowiek z niewysoką wypłatą albo i rentą może tylko patrzeć jak inni załatwiają sprawy szybko i sprawnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz