Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 maja 2012

Szpital powiatowy

    Sytuacja z minuty na minutę stawała się gorsza. 


    Rano pojechałam do lekarza co robić dalej.
     Oczywiście mam pecha i akurat wtedy została jedna lekarka na cały rejon z masą pacjentów i wizyt domowych.


     Tak koło 10 nadeszła moja kolejka, i w gabinecie mówię o co chodzi. Uzgodniłyśmy z Panią dr, że zadzwonię do Bystrej i spytam czy M tam przyjmą a jak nie to ona jednak przyjedzie.
     Zadzwoniłam - powiedziano mi, że niestety ale oni w tak krótkim czasie nie mogą nic zrobić i żeby jednak jak najszybciej zrobić mu badania i ewentualnie lekarz I kontaktu skieruje co robić dalej. 


    Lekarka podesłała mi natychmiast pielęgniarkę do pobrania krwi, badania zrobiono na cito i tu chylę głowę - Pani doktór okazała się człowiekiem wielkiego serca. Sama pojechała zawieźć skierowanie na badanie krwi, nawet nie odbierała tylko przeczytała wyniki krwi żeby mi to przekazać (WBC - 0,6   HGB - 9,6).
    Przyjechała z tym wszystkim do mnie do domu i namówiła M żeby jednak zgodził się na szpital bo wyniki są tragiczne.


    No i tu się zaczyna grubsza polka.


    Tak lekceważącego i nieprzyjemnego traktowania ze strony ratowników w życiu się nie spodziewałam.


     Poprzednio jak przyjechali to potraktowali mnie jak potencjalną morderczynię a męża jak małe dziecko które ma odpowiadać na pytania całymi zdaniami, nie licząc się z tym, że każde wypowiadane słowo sprawia mu ból.


    Tym razem też przyjechali dwaj panowie i na wstępie niegrzecznym tonem spytali czego od nich oczekuję (oczywiście widzieli wyniki i wypis z poprzedniej chemii)?




    Mówię więc, że trzeba męża przewieźć do szpitala bo sprawa jest pilna i wyniki złe. 
- My nie jesteśmy taksówką i proszę sobie pacjenta własnymi środkami przewozić! My tylko zagrożenie życia! To jego odpowiedź.


    Tłumaczę tumanom, że jednak jest zagrożenie, chyba pojęcia nie mieli co jest grane.
    Traktują pacjentów jak zło konieczne i czemu my się na to mamy godzić??Wczoraj go chcieli zabrać a dziś nie. Musiałam długo i zawile tłumaczyć, że zagrożenie życia jednak jest i że dzwonili do mnie z laboratorium, że wyniki są fatalne. 
 Potem się dziwić, że ludzie tak nienawidzą Służyby niezdrowej

    Jestem spokojnym człowiekiem ale szlag mnie nagły trafił, pokazuję mu kartkę, że wyniki są fatalne - chyba takich podstawowych rzeczy ich uczą na szkoleniu? I, że to akurat jest zagrożenie życia!


    Nie pofatygowali się po nosze, M musiał sam iść po schodach asekurowany tylko przez ratownika, pytam czy mogę wsiąść do karetki - mowy nie ma - no dobra takie są przepisy ale torbę może jednak zabiorą?
   Nie zabiorą!
   Mam sobie sama szukać numeru stacji ratunkowej i dzwonić gdzie go przewiozą!

    A jak bym tak internetu nie miała i na karcie zero?


    Dziwne, ze jakoś tego pacjenta bez zagrożenia życia natychmiast na sygnale wieźli?


    Mam takiego sąsiada który notorycznie ile razy popije to dzwoni, że go noga boli - wtedy nie pytają czy jest zagrożenie życia czy go nie ma tylko go z rewerencjami do karetki biorą a on po badaniach w szpitalu dochodzi do wniosku, że w domu lepiej bo pół litra można kupić wychodzi jakoś o własnych siłach z tego szpitala i taksówką wraca do domu.
    To tak na marginesie.


    Znalazłam numer szpitala, trwało to dosyć długo zanim mnie telefonistka z ratowniczym połączyła - mam dzwonić później bo na razie jest diagnozowany.


    Przez to ich tasiemcowe łączenie i czekanie aż ktoś odbierze karta mi się skończyła. Wsiadam więc na rower i jadę po kartę.
    Czekam z godzinę po czym znowu dzwonię.
Nikt nie odbiera bo połączenie zajęte, dzwonię do skutku jest godz 16 z minutami. O 16.40 mam autobus. 


    Wreszcie się dodzwoniłam! 
    Pani na wstępie mi mówi, że "może by pani w końcu przyjechała do męża"...


    No nie! Osłabiło mnie to zupełnie, następna z durnymi pretensjami.


    Podejrzewam,  że oni wszyscy są wyuczeni, żeby zwalać winę na pacjenta albo członków rodziny. Zawsze lepiej atakować niż być atakowanym.


    Dokończę jak wrócę ze szpitala.

3 komentarze:

  1. Annaszko, skoro byłaś na urodzinach :)
    to znaczy, że już wróciłaś ...
    Czy Ty zebrane masz te wszystkie odcinki w jakąś całość, żeby przedstawić całą historię jako akt oskarżenia???
    Przecież czytać spokojnie tego nie można, a co dopiero uczestniczyć osobiście :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Melisko, przecież oni postępują standardowo, nic się udowodnić nie da, no może oprócz całkowitego zaniechania leczenia w Krakowie, chociaż to też patykiem na wodzie pisane bo wyskoczą ze swoimi biegłymi, że to oni mieli rację i co zrobię. Dobrze by było jak by ktoś jeszcze taką gehennę przechodził, wtedy można pozew grupowy a tego raczej trudno zbyć byle czym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, jesteśmy z Tobą !!! ... szkoda słów :(

    OdpowiedzUsuń