Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 22 lipca 2012

Wakacyjne podróże

    Jak ten czas szybko leci - nie było mnie cały miesiąc.


    Miałam wypoczywać ale jakoś tego przypływu energii nie czuję.


    Ale po kolei.


    Najpierw, jeszcze w czerwcu pojechałam do siostry męża czyli mojej szwagierki.
    Biedaczka z zaawansowaną cukrzycą i bez nogi cały czas siedzi w domu. Jedynymi jej przyjaciółmi były koty ale i te z wiekiem wymierały.
    Jak tam przyjechałam przyszła właśnie kolej na ostatniego który się jeszcze ostał - Maxia. 
    Kot był kiedyś wielki, wypasiony i bardzo łakomy.
    Tym razem zastałam chudzinkę, która wprawdzie jeszcze z uprzejmości żebrała jedzenie ale gdzie mu tam do dawnego kociska.
    Serce bolało patrzeć na to biedactwo.
   Umarł dzień po moim wyjeździe od szwagierki.


   Jak zwykle w Zakopanem jak ja przyjeżdżam kończy się pogoda więc nawet w góry nie poszłam. Nie chciałam też specjalnie denerwować szwagierki bo ona każde moje dłuższe wyjście na trasę odchorowuje.
    Jedno co mi się udało to kupiłam sobie serwetki do decupage i mam wielkie plany zmienić meble kuchenne, zobaczymy co z moich planów zostanie.


     Wróciłam więc do domu bardziej zdenerwowana niż wyjechałam.
    Od razu się też okazało, że mogę iść do pracy pomimo urlopu, skwapliwie z tego skorzystałam i zaliczyłam sobie dwa dni.


    Ale czekał na mnie już wyjazd do przyjaciółek.


    Przepakowałam torbę i ruszyłam na spotkanie przygody, najpierw do Gliwic do nowo poznanego małżeństwa wspaniałych ludzi z którymi ich samochodem wyruszyliśmy do podwarszawskiej miejscowości gdzie przyjaciółka ma piękny dom i galerię sztuki.
    U mojej uzdolnionej koleżanki spędziłam sporo czasu, i trochę jestem zła na siebie, że tak mało pracowałam ale chyba zmęczenie i upał dało o sobie znać bo potrafiłam dwa razy dziennie drzemkę ucinać zamiast wytrwale pracować pędzlem.
    Najbardziej mi się podobał sklep z meblami używanymi gdzie można bez końca buszować znajdując najróżniejsze rzeczy od mebla począwszy a na młynku do kawy kończąc. Uwielbiam takie poszukiwania.
Oczywiście nie obyło się od spotkania z jej psiakami, wielkim collie i malutką grzywaczką chińską - oba są wspaniałe i bardzo przyjacielskie.


   Z pod W-wy wyruszyłam niedaleko, do Kutna.
   Tam już na przystanku czekała na mnie druga przyjaciółka a w jej gościnnym domu następna radośnie mnie witająca psica.
    W tym mieście też udało mi się zaliczyć targ staroci, coś fantastycznego tyle, że trudno było przechodzić bo i nogi bolały od łażenia po rozległym terenie i tłok był niesamowity.


    Wróciłam więc do domu obżarta do nieprzyzwoitości, pełna wrażeń i znowu z niecierpliwością będę czekać przyszłego roku - może uda mi się znowu odwiedzić kochane dziewczyny.


    Teraz tylko praca,  praca i praca. Nie mam pojęcia czy wygospodaruję choć jeden wolny dzień do końca wakacji.

2 komentarze:

  1. Aniu i tak trzymaj teraz to tylko zyć i cieszyc sie zyciem ! pozdrawiam cieplutko z lubuskiego!!

    OdpowiedzUsuń
  2. wreszcie wróciłaś na łono blogowe :)))
    a o co chodzi z zdegustacją???

    OdpowiedzUsuń